W czasie pierwszego pobytu w Pradze towarzyszyła nam córka ciotecznej siostry żony i cioci. Dla ułatwienia będę używał określenia "młoda". Młoda jest absolwentką takich studiów, że czeski jest jej drugim językiem, którym posługuje się biegle. Był więc luz i gwarancja, że nie trafimy gdzie biją lub źle karmią. O lokalu, w który zaliczyliśmy nasz pierwszy obiad już wspominiałem przy okazji opisu mieszkania w Alea Apartments. To Koliba u Pastyrky a właściwie jej część pod nazwą Pivnice. Knajpka jak to się modnie określa "klimatyczna". Jadłospis jak jadłospis. Nie jestem specjalistą. Dwie rzeczy tego pierwszego razu mnie zaskoczyły. Sałatka z surowych warzyw bez żadnych przypraw, sosu czy dipu i knedliki. W przypadku sałatek to jest standard. Znalezienie lokalu z sałatką grecką, z przyprawami i sosem do dziś jest trudne. Jeśli zaś chodzi o knedliki: wiedziałem, że to ichni dodatek do mięs ale nie spodziewałem się, że jeden z rodzajów to knedliki houskove czyli bułkowe. Czyli czeski piekarz wypieka bułkę (taką naszą bułkę paryską), czeski kucharz tę bułkę mieli, moczy, dodaje makę, jajka, mleko, wyrabia ciasto, kształtuje walec o grubości 4-5 cm, dusi go w osolonej wodzie 25 minut, potem kroi NICIĄ w plastry i na talerz. Tak że tego... ale cóż z gęstym sosem do mięsa jak znalazł. Knedlik bramborovy, czyli ziemniaczany jest natomiast konsystencji i smaku naszych kopytek. Są oczywiście różne wariacje: bułkowo-ziemniaczane, z cebulą, z boczkiem, z kiełbasą. Co kucharzowi się zamarzy. Jeszcze jedno: stałym dodatkiem do dań mięsnych przynoszonym zaraz po złożeniu zamówienia razem ze sztućcami jest chleb, o którym nie wiesz dopóki nie znajdzie się na stole. Mamy więc koszyk chleba, obowiązkowe piwo a potem wjeżdża gokonka (po czesku koleno) z frytkami ( hranolky). No i powodzenia, żeby nic z zamówienia nie zostało. Ale to nie był pierwszy lokal, który w Pradze odwiedziliśmy a otym pierwszym napiszę niewiele: cukiernia Gourmand Patisserie Boulangerie przy ulicy Dlouhej 10. Niestety wrażenia mało sympatyczne. Mimo wsparcia młodej komunikacja z obsługą zawiodła. Zwłaszcza ciocia długo nie mogła doprosić się pełnej informacji o serwowanych tu specjałach. Coś tam w końcu przegryźlismy ale szału nie było. Złe wspomnienia pozostały bo w tym roku przechodząc mimo rzuciłem do cioci: o to tu się kłóciłaś dwa lata temu. Idąc dalej Długą trafiliśmy do Praskiego Muzeum Piwa. Nazwa jest mocno przesadzona. Dwa lata temu atrakcją dla nas były podawane 10-tkami, na desce, małe porcje piwa. Do wyboru jest 30 beczkowych piw. I tu kolejne zaskoczenie: bardzo trudno znaleźć czeskie piwo o zawartości alkoholu powyżej 5%. Bardziej niż procenty liczy się tu goryczka smaku i właśnie procenty podane przy gatunku piwa o tej gorycze decydują: im większy procent tym bardziej gorzkie piwo. Wśród tych proponowanych tutaj jest parę, które przypadną smakoszom do gustu a nie obeznanych z gorzkim piwem wydadzą się okropne. Ja polecam Two Tales Bohemian Pale Ale. Do piwa polecam "utopence": kiełbaski w octowej zalewie. Pod warunkiem, że są. W tym roku były w menu ale nie było w realu. Odwiedzamy tę knajpę co roku. W 2015 nie dogadaliśmy się z kelnerem i zamiast cydra do picia dostalismy sałatkę cesara . Ostatnio obsługiwał nas hiszpan mówiący słabo po angielsku, nie lepiej po czesku. Uratowała sytuację młoda rozmawiając z chłopakiem w jego ojczystym języku. Poliglotka całą buzią. A właśnie: trzy dni była z nami młoda z ojcem. Tatuś (drugi szwagier) niestety pół pobytu przechorował i przeleżał w łóżku. Kolejnym lokalem, który ugościł nas pierwszego dnia był Pivnice u zlateho slona. Wtedy do piwa była smażona kiełbasa i frytki. W tym roku chciało nam się pić a nie jeść i ponieważ nie dawali samych frytek, do piwa były lody (Domácí karamel s ořechy na vanilkové zmrzlině se šlehačkou) , marynowany ser (Nakládaný hermelín s bylinkami a česnekem) i naleśniki (Palačinka se skořicovým jogurtem). Dwie wizyty, dwa razy byliśmy przyjęci jak należy, więc mogę z czystym sumieniem polecić. A trafić łatwo: w dół placu Wacława, w przedłużeniu placu jest ulica Na Mustku, którą idąc mijamy Ritirską (Rycerską?), jeszcze kawałek Melantrichovą i już jest Havelska, przy której to jest U Złotego Słonia.